Болеслав Лесьмян. Метафизика

Терджиман Кырымлы Второй
Метафизика

Есть край, где проще жить и умирать полегче,
где вечность на часах забот уже не тайно,
где не гуманно столь, но богочеловечно,
и каждый за весь мiръ не страждет, но мечтает.

Там старые сады и дамбы по зерцалу
реки– заснились ей– расколется однажды;
ничейными пребыть достойных первый каждый 
сиятельных дворцов в глубинках пренемало.

В лесах вблизи дорог– муравьи общежитья,
где братский труд кипит– и сны не вымирают.
И всюду тишина– небесная– из крайних,
что улыбнутся вмиг, чтоб снова сокрушиться.

И лишь порой в полях какой-то крест крылатый,
сгущающий в помол туманы грёз и терний,
безбожием своим испуганный безмерно,
в безумии забьёт в замирные палаты.

Бывалец тех пустынь прелестного дерзанья
следит в ночи огней малешее смятенье
и в промежутке смерти и существованья–
узрит звезды своей отмашку провиденья.

и не тревожен он, блуждающий нарочно,
безвластьем в небесах, потерей своей тени
в ущельях тех, и сменой столь несложной
чудес..? Калейдоскоп– находка сновиденьям!

Он там лишь гротом неизведанным болеет,
невиданным цветком и раковиной редкой–
объемлет их душой всё чаще и смелее
на всякий случай жизни новой на заметку...

Он ищет здесь вспитать своё безумье
изысканнейшим яством на земле и в небе,
и вытанцевать быль над прорвой в небыль
погибели души: себе зарок «не умер»...

перевод с польского Терджимана Кырымлы


Metafizyka

Kraina, gdzie zyc latwiej i konac mniej trudno,–
Gdzie wiecznosc juz nie tajnie wystawa na strazy
Trosk doczesnych,– gdzie bardziej jest bosko, niz ludno,–
I gdzie kazdy za wszystkich nie cierpi– lecz marzy!

Sa tu sady bez wyjscia i groble, nad szyba
Owej rzeki wysnione, co kiedys wytrysnie,–
I niejeden tu palac w zagaszczu ci blysnie,
Godny tego, by nie byl niczyja siedziba!

Sa tu w lasach mrowiska, wzniesione nad droga,
Gdzie wre praca snow rojnych– odwieczna i bratnia,–
I jest tu owa cisza blekitna, ostatnia
Z tych, co jeszcze na usmiech zdobywac sie moga.

Tylko czasem na polu jakis krzyz skrzydlaty
Wiatraka, mielacego mgly marzen i ciernie,   
Brakiem boga na sobie zlekniony niezmiernie,–
Szaleje i skrzydlami uderza w zaswiaty!

Bywalec tych uroczysk, powabnych swym tronem,
Umie blyskow najmniejsza wysledzic nieznacznosc,
I w szczelinie pomiedzy istnieniem a zgonem
Dojrzec gwiazde niezgorsza, lub niezla opatrznosc...

Lecz sie nigdy nie strwozy, rozumnie zblakany,
Bezkrolewiem w niebiosach, lub wlasnego cienia
Zguba w jarach,– lub zbytnia latwoscia zamiany
Jednych cudow na drugie... ?Niech cud sie tez zmienia!

Jego tylko tu neci niezwiedzona grota,
Lub kwiat jeszcze nieznany...?lub muszla co rzadsza,–
I na wszelki przypadek wtorego zywota
Dusze swoja w te dziwy chetnie zaopatrza...

On tu przyszedl sam przez sie, by wlasne szalenstwo
Karmic strawa najlepsza na ziemi i niebie,–
I nad brzegiem przepasci wytanczyc dla siebie
Jeden lek drogocenny lub niebezpieczenstwo!..

Boleslaw Lesmian